top of page

BEYONDCIRCLE : PONADKOLEM

NORDKAPP 2011

travel from central Poland to the south west Sweden, through Norway to final destination Nordkapp and back by Kirkenes down to Rovaniemi and Helsinki in Finland : mostly by bike 4400 km, beside the beggining and end part of the trip by train : 59 days

 

Czerwiec dwa tysiące jedenastego roku. Koniec prac artystycznych, sezonu, czasu prób i wystąpień publicznych. W tym okresie nowi ludzie, spotkania, nowe miejsca. Nowa sytuacja, która nosi ślady przeszłości życia TU sprzed dziesięciu lat.

Szereg emocji i doświadczeń osobistych, które wymagają ciszy i spokoju. Pojawia się nowa myśl.

Wyjeżdżam rowerem na Nordkapp - najdalej oddalony przylądek północny kontynentu europejskiego. Prawdopodobnie za około trzy tygodnie.

Rower wymaga nieco pracy, nowych i zapasowych części. Przede wszystkim dobry serwis. Dokupiłem tylne sakwy, a stare wrzuciłem na przednie koło. Wyciągam namiot, śpiwór i materac. Pakuje ubrania, kuchnie, jedzenie, aparat fotograficzny, kamerę video, podstawowa mapę Norwegii, środki higieniczne i apteczkę.

W trakcie przygotowań pojawia się myśl performancu w otoczeniu Skandynawii. Spotkanie z przypadkowym odbiorcą, w przypadkowym miejscu. Tu i Teraz staję się inspiracją do tworzenia ruchu, spektaklu, happeningu, performancu. Żywy akt tworzenia pojawia się w zaskoczeniu przypadkowych przechodniów. Perform TU.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Prolog

 

W lipcu dwudziestego drugiego wsiadam do pociągu w Kutnie, który jedzie do Szczecina. Ostatnie przygotowania i działania w Strykowie nie pozwalają czasowo dojechać rowerem na stację kolejową, więc dojeżdżam tam samochodem. Brak wagonu dla rowerów. Jadę z rowerzystami. Montujemy trzy rowery w toalecie wagonu, z bagażami. Dalej dosiada się kolejny. Staje w przejściu. Dwie noce spędzam w Szczecinie w domu rodzinnym Kasi, tancerki i choreograf. Znamy się ze wspólnej pracy w Operze w Szczecinie oraz szkoły w Rotterdamie. Biorę kolejny dzień na przygotowanie się do drogi. Kupuję dodatkowy polar, dania obiadowe, chleb. Mile spędzam czas w otoczeniu lasów i jezior oraz ciepłej atmosfery. W niedzielę wyruszam wznowionymi kursami wodolotów do Świnoujścia, skąd wsiadam na rower.

Kierunek Ziengst, czyli niemiecki kurort nadmorski odwiedzany przez tłumy plażowiczów. Tam odwiedziny Wielanda, perkusisty i kompozytora, które wiodą przez jego rodzinne miasto Stralsund, aż do Morza Bałtyckiego. Wspomnienia, rozmowy, piwo i spacery plażą. Sprawdzenie butli z gazem. Następnego dnia wieczorem myślę o powrocie na kierunek północny. Wyjeżdżam przed południem, skracając planowany postój. Dostaję list od Wielanda, zakończony słowami „Jam with You”.

Na drodze do Sassnitz spotykam wielu rowerzystów w podróży. Między innymi Szweda, który jedzie do Izraela. Siedzimy przy ogniu i wodzie. Widzę i słyszę jego doświadczenie podróżowania od tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku. Dostaję radę na trójnóg ze szpilek namiotowych do gotowania na otwartym ogniu. Rano, budząc się w deszczu, nie spotykam już podróżnika. Odjeżdżam na prom do Szwecji. Po drodze naprawa dziurawej dętki i dalej zielonymi wzgórzami wyspy Rügen do portu w Sassnitz. Wodą dostaję się do półwyspu skandynawskiego, wysiadając w Trelleborg po kilku godzinnej podróży statkiem. Późnym popołudniem ruszam w kierunku północnym, zatrzymując się kilkadziesiąt kilometrów od miasta na farmie w Klörup. Pada.

Zasypiam na skandynawskiej ziemi. Czuję początek wyprawy i czekam kolejnego dnia. 

 

 

 

 

Etap_1

 

Wczesnym rankiem czarno – granatowe chmury tylko straszą grubością i ciężarem. Przestaje padać. Do Malmö zostało może dwadzieścia kilometrów. Wjeżdżam do miasta około ósmej trzydzieści w piątek. Jeszcze śpi. Szwendam się na dwóch kółkach, rozpoznając teren. Poranne szwendanie to również przywilej janky'sów, którzy przysiadają się pod parasolami zamkniętego klubu. Jeden z nich pyta czy to jakiś wyścig na Nordkapp, jakby spotykał takich codziennie na pęczki. Wyścig szczurów. Kołuje dalej przez miasto, odkrywając port oraz most prowadzący do Kopenhagi – zamknięty dla ruchu rowerowego. Zasiadam tu i tam wewnętrznie motywując się do performancu. Nic z tego. Zakupy świeżego jedzenia i wyjazd z miasta, z którego żegnam napotkanego Antonio. Decyduję się jechać bez szczegółowej mapy Szwecji, pytając ludzi od miasta do miasta. Ruszam wzdłuż głównej drogi numer E sześć, prowadzącej do połowy siedemdziesiątego pierwszego stopnia równoleżnika północnego i dalej na wschód do granicy z Rosją. Zatrzymuję się na obóz w Hildesborg, pytając właściciela ziemi o pozwolenie na rozbicie namiotu. Ten wskazuje na las nad zatoką. Nie pada. Robię obiad i idę się wykąpać. Kiedy wchodzę do zimnej wody, uspokajam oddech, głęboko wdycham i wydycham powietrze. Gaśnie latarka – zasypiam.

 

Jadąc w kierunku Götteborga, odwiedzam miasta i wioski rybackie. Trasa wiedzie przez nadbrzeżne pola zielonej trawy, kłosy zbóż, lasy i czasami przecinające rzeki.

bottom of page